Przejdź do zawartości

Strona:PL Stendhal - O miłości.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W co się zmienił ten wyga, ten cynik, którego korespondencji z Prosperem Merimee dotąd nikt nie ma odwagi wydać dla jej brutalności. Oto urywek z listu do Metyldy:
„W pani obecności jestem nieśmiały jak dziecko, słowa zamierają mi na ustach, umiem tylko patrzeć i podziwiać panią... Z chwilą gdy kocham, staję się nieśmiały... jestem bardzo nieszczęśliwy“...
Traci wszelką ambicję, wszelkie poczucie miłości własnej; wie tylko jedno, że „miejsce, gdzie się czuje najmniej nieszczęśliwy, to przy niej“... Odtrąca — jeśli mu wierzyć — inne powabne kobiety, i notuje bez emfazy: „Miłość moja dała mi wielce komiczną cnotę: czystość“... „Wszystko — pisze gdzieindziej ten ateusz — nabiera dla mnie odcienia mistycznego, religijnego“... Aż w końcu wybucha: „Gdyby mi ktoś wypalił w łeb, podziękowałbym mu przed śmiercią, o ilebym zdążył“...
W końcu uczuł, że dłużej nie zniesie tego życia: myśl o samobójstwie oblega go nieustannie. Powstrzymała go „ciekawość świata“. Ale postanowił wyjechać — na zawsze. Może dołączyły się przykrości ze strony policji (wiadomo dziś z raportów, że go śledzono; łatwo mógł znaleźć się w Spilbergu, policja austrjacka nie żartowała), może trapiła go dwuznaczna sytuacja, może kłopoty pieniężne? Miał, jako były oficer, skromną pensyjkę, z której wypłatą robiono mu trudności, dlatego że mieszka za granicą. „Jest nieobecny“, mówiły władze. „Nie byłem nieobecny w czasie moich dwunastu kampanji“, odpowiadał wściekły. Wreszcie decyduje się pożegnać Metyldę: może to miała być ostatnia próba jej uczuć? Jeżeli tak, próba wypadła żałośnie.
— Przychodzę panią pożegnać, oznajmił jednego dnia.
— Kiedy pan wróci? spytała.
— Nigdy, mam nadzieję.
Nie rzekła słowa, nie uczyniła gestu; pożegnała go tak, jak się żegna obojętnego znajomego. I biedny kochanek z rozpaczą w sercu wyjechał do Paryża.
Rychło zaczęła się retrospektywna — aby użyć jego terminu —