Przejdź do zawartości

Strona:PL Tegner - Frytjof.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

(Miejscu obranem trafnie!) Tyng[1] gromadny
Musiał już los mój na wieki rozstrzygnąć!...
Jakże’m błagała! — ileż łez wylałam, —
Łez policzonych przez Freję na niebie! —
Nim roztopiłam lody nienawiści,
Co Frytjofowe krępowały serce,
I nim wymogłam, że przyrzekł ustąpić,
Że przyrzekł rękę znów ku zgodzie podać...
Twardy mężczyzna! kiedy jemu idzie
O honor (zwykle tak pychę swą zowie),
Niedba on wtedy, słabiej czyli silniej
Trąca o serce co go ukochało! —
Cóż jest kobieta — skronie składająca
Na łonie jego? — Jest-to mchu roślina,
Co się opoki czepia, blado kwitnie,
I tylko łzami nocy się pokrzepia!
Więc dzień wczorajszy losy me rozstrzygnął....
Wczorajsze słońce dzień ten zakończyło!
A on nie idzie!... Już gwiazdy na niebie
Jedna po drugiej blednieją i gasną —
I ze zgaśnięciem każdej, jedna z moich
Nadziei, w duszy blednieje i gaśnie!...
Nadziei? — jakich? — Bogowie Walhalli
Mnie nienawidzą — jam ich obraziła!
Nawet ten dobry bóg, co mię tu strzeże
I ten się gniewa! Tak! bo miłość ludzka
Nie jest dość świętą, aby przed oczyma
Niebian stawała; i wesele ziemskie
Nie jest dość zacne, aby się zjawiało
Tam, gdzie odwieczne mieszkają potęgi!...
Ale, niestety! gdzież są błędy moje?
Gdzie grzechy, zbrodnia? — Dobrotliwy Boże!
Wartaż dziewicza miłość srogiej kary?
Nie jest-że ona tak światłą, przejrzystą,

  1. Tyng — zgromadzenie sejmowe ludu (przyp. 20).