Przejdź do zawartości

Strona:PL Tetmajer - Anioł śmierci.djvu/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W tem jakiś młody, ostry kobiecy głos, wymawiający r z francuska, ozwał się około ucha Rdzawicza:
— Jak tu gorąco, to może szlak trafić! Pani Posianowska, podepnij pani sobie suknię, bo zjedzie z pani.
Vous dites, princesse? — zawołała, podbiegając prawie pani Posianowska z rozanielonym uśmiechem.
— To księżna Zasławska, wielki cudak, a ta panna obok, to jej siostra, księżniczka Izabella — objaśniała Rdzawicza Heimerthowa.
— Ogon się pani wlecze — mówiła dalej księżna. — Uff! Jak tu gorąco. Pani Braunberger, niema tam gdzie wody, albo limoniady?
— Księżna pozwoli, że każę podać — podsunęła się pani Posianowska.
— Już kazałam — ubiegła ją pani Braunberger.
— Dziękuję.
Mais vous vous fatiguez trop, princesse — mówiła pani Posianowska.
Vraiment, princesse, vous êtes si fatiguée — nie dała się podbić pani Braunberger.
— Ale nie, tylko mówię wam, że tu szlak może trafić od gorąca. Cóż u licha, gdzież ta woda?
— Prawda, gdzież ta woda? — powtórzyła, patrząc z góry na panią Braunberger pani Posianowska.
— Już niosą — odparła pani Braunberger, podsuwając pani Posianowskiej pod nos ucho ze znacznie większym brylantem, niż jej.
— Ah, kochana baronowa! — rzekła księżna, spostrzegając Heimerthową. — Spójrz-no pani, czy dobrze