Przejdź do zawartości

Strona:PL Trolopp - Tajemnice Londynu.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rio-Santo spuścił na niego swój jasny wzrok i na nieme wyzwanie odpowiedział pełnym dworskości ukłonem:
— Pragnę mieć zaszczyt być przedstawionym panu Frankowi Percewal, rzekł z prostotą.
I nim Lantures-Luces niewczesną swą gorliwością mógł pogorszyć położenie rzeczy, markiz niedostrzeżenie kiwnął głową, a na ten znak odpowiedziała osoba, która dopiéro co weszła i któréj każdy ustępował z drogi z tą widoczną i zły smak cechującą powolnością, jaka zwykle charakteryzuje angielską dworskość.
Ta znajoma nam osoba, któréj eleganckie balowe suknie, nie mogły pozbawić dosyć nikczemnéj i mieszczańsko-uczciwéj powierzchowności, jaką obdarzyło ją przyrodzenie, szła z podniesioną głową i otwartémi oczyma nie strzegąc się bynajmniéj aby kogo nie potrąciła, ani też witając nikogo.
Był to ślepy z kawiarni pod godłem korony.
Na znak dany przez Rio-Santa, zmienił on drogę i stanął przed Frankiem, tak że ten stracił z oczu markiza.