Przejdź do zawartości

Strona:PL Unamuno - Mgła.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

proszę w mych modlitwach. Jest wielu takich, jak ja! Schodzimy się w kościele o zmierzchu, aby odmawiać różaniec. Nie znam mych towarzyszy, oni nie wiedzą, kto ja jestem, lecz rozumiemy się i odczuwamy doskonale. Wewnętrzna komuna dusz!
— A twoja żona, Avito?
— Ach, moja żona — zawołał don Avito i w jego oku błysnęła łza, łza tak jasna, jakby ją prześwietlił wewnętrzny blask duchowy. Moja żona?! Do chwili mej strasznej tragedji nie wiedziałem, kogo posiadam, kogo mam przy sobie!
Po samobójstwie Apollodora, podczas tych strasznych nocy bezsennych, zgłębiałem tajemnicę życia, płacząc z głową, opartą na jej ramieniu. Przesuwała dłoń po mem rozpalonem czole i mówiła:
„Moje dziecko! Moje biedne, malutkie dziecko!“ Nigdy nie było w niej tyle macierzyńskiego uczucia, jak w tej chwili. Nie myślałem, wówczas, gdy zostawała matką mego dziecka, że przyjdzie dzień, kiedy się dla mnie matką stanie! Nie znałem mej matki, Auguście! Nie znałem mej matki, nie wiedziałem, co to znaczy mieć matkę, aż do tej chwili, gdy moja żona po stracie syna...
...Ty znałeś swoją matkę, szlachetną, dobrą donia Soledad. Dlatego też powinieneś się ożenić!
— Miałem matkę, Avito, ale straciłem ją i tam, w kościele myślałem właśnie o niej.
— Jeżeli ją chcesz odnaleźć, ożeń się Auguście!
— Przecież w mojej żonie nie odnajdą mej matki?
— To prawda! Mimo to, ożeń się!
— A jak mam szukać żony? — zapytał August z wymuszonym uśmiechem, przypominając so-