Strona:PL Wójcicki - Klechdy.djvu/279

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi zimno! Myśliwy spogląda na drzewo, a zobaczywszy niewiastę, rzeknie do niej: — Zejdź na dół i ogrzéj się. — A niewiasta zeszła i ogrzewała się przy ogniu. Przecięż słonina wzbudziła w niéj oskomę; przeto wziąwszy kawałek kijka, poszła do blizkiego jeziora, wsadziła nań żabę, a wróciwszy do ognia, kręcąc nią na wszystkie strony, te słowa mówiła:

Mnie się piecze pieczenia,
Tobie piecze żaba:
Ty chcesz iść do piekła,
Ja’m jest Jenżibaba.

To wyrzekłszy, ukazała mu Jenzibaba wnijście do piekła przez głęboką jamę, dając mu przytém radę, aby się w dużo zaopatrzył mięsa, albowiem go drak jakoby koń na swoim grzbiecie z jaskini na dół do piekła nieść będzie; a kiedykolwiek paszczę roztworzy, aby zaraz kęs mięsa wetknął, bo inaczej samego myśliwca pozrze.
Szedł tedy łowiec, nabrawszy ile zdołał unieść mięsa; przystąpił do onéj jaskini, siadł na draka i zajechał do głębiny piekła, co raz mu wtykając po kawale mięsa, jak tylko paszczę otworzył. Obejrzał całe piekło szczęśliwie, wracał na powrót, ale mu mięsa przy końcu drogi zabrakło. W téj trwodze, gdy już był blizko pod wierzchem ziemi, w obawie, aby go drak nie pożarł, oderżnął kawał własnej nogi, i rzucił w otworzoną paszczękę. Wydostał się na ziemię, ale na cały żywot kulawym został.

II. Strzelec zabił zająca przed jaskinią Jenżibaby, która to ujrzawszy, porwała go za tylne skoki, i poczęła do jaskini wciągać. Łowiec za słuchy schwyciwszy nie dał sobie zdobyczy odebrać, grożąc Jenżibabie, że nabije swoją rusznicę jednym z dziewięciu gwoździ z końskiéj podkowy i do niej strzeli. Przestraszona tém, puściła zająca; bo takim jeno sposobem można należycie trafić i ranić Jenżibabę[1].

III. Jeden król miał dwunastu synów. Gdy dorośli kazał im się żenić, ale pod tym warunkiem, żeby pojęli dwanaście sióstr, jednéj matki córki. Chodzili więc długo szeroko, daleko — wszystko na próżno. Raz przyszli pod górę, gdzie chałupa stała, a że był wieczór prosili o nocleg. Wnet wyszła z izby stara baba (Jenżibaba) i pozwoliła przenocować. Tu znalazłszy cór dwanaście, prosili, aby im za żony oddała; matka przyrzekła, radząc, żeby spać poszli strudzeni.
I zasnęli twardo, ale najmłodszy z braci, we śnie poczuł wielkie gorąco w izbie; przebudzony patrzy w około w milczeniu, i zobaczy w piecu rozpaloną kosę, którą chciała Jenzibaba wszystkim dwunastu braciom głowy poodcinać.

Wstaje więc cicho, skrada się do ognia, a wyjąwszy kosę, poucinał głowy dwunastu córkom; poczém zabrawszy trzewiki Jenżibaby, co tę własność miały, iż po wodzie człowiek bezpiecznie przeszedł, wdział na nogi, zbudził braci i społem wszyscy uciekli.

  1. Jenżibaba, rodzaj czarownicy. Lud nasz złą niewiastę nazywa Jędza-baba. „To prawdziwa Jędza-baba“. W uniesieniu i poswarkach często słyszéć: O! przeklęta Jędza-babo. Słowaki wiele powieści mają o Jenżibabach. Wedle ich wyobrażenia są pyskate, nos duży jak garnek, mieszkają w lasach i jaskiniach, najwięcej do czynienia z myśliwemi mają dla tego, że ci umieją czarować, a i one czarodziejstwu oddane.