Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wierzaj, iż nie łatwo mi tobie przebaczyć to przyjdzie.
— A czego bardziej nie przebaczysz mi pan może, odparł Robert ze śmiechem, to żem stał się powodem maleńkiego kłamstwa, podejścia, jakie twe wielkie szlachetne serce podyktowało ci w tej chwili.
— Kłamstwa? powtórzył pan d’Auberive z lekkiem zmieszaniem, jakiego ukryć nie zdołał. Kłamstwa, podejścia... co mówisz?
— Mówię, rzekł Robert, iż hrabia de Loc-Earn, mój ojciec, o czem panu wiadomo zapewne, nie posiadał majątku i utrzymywał się jedynie ze swojej szczupłej oficerskiej pensji, a tym sposobem nie mógł panu pożyczać najmniejszej nawet kwoty pieniężnej. Pozwól mi pan dodać prócz tego, iż gdybyś był rzeczywiście jego dłużnikiem, nie zapomniałbyś o zaciągniętej pożyczce, szukałbyś wszędzie syna hrabiego Loc-Earn, którego zresztą nietrudno było odnaleść i wypłaciłbyś ten dług oddawna. Wszak prawda, panie? Niepodobna ci zaprzeczyć mym słowom?
— A jednak... wyszeptał starzec.
— Nie nalegaj pan, proszę, przerwał Robert. Jakkolwiekbądź delikatnym i wzruszającym jest pozór twojego dobrodziejstwa, odmówiłbym stanowczo przyjęcia.
— Te więc trudności, z jakiemi walczyłeś, już dziś nie istnieją? pytał pan d’Auberive.
— Znalazłem chwilowo sposób do uchronienia się od nich. Ponieważ jednak czynisz mi pan zaszczyt interesowania się mną, należy mi choć w krótkości przedstawić ci mą przeszłość. Pozwolisz mi zacny panie to uczynić?