Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/202

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nie zdołałam innej od niego otrzymać odpowiedzi, lecz odtąd poczęłam ozięble traktować jego przyjaciół, którzy w skutek tego nasz dom zwolna opuścili.
I książę zarówno coraz rzadziej nawiedzał mnie teraz, jego wizyty były coraz krótszemi, aż wreszcie dowiedziałam się od mojej pokojówki, że wynalazł sobie kochankę w osobie włoszki, olśniewającej piękności, w której rozkochał się do szaleństwa.
Tem mocniej znienawidziłam go teraz, a chwilami wściekłość mnie opanowywała. Raniło to głęboko mą miłość własną, mą godność osobistą! Dla tego więc ten człowiek ożenił się ze mną, aby po kilku miesiącach mną wzgardzić? powtarzałam z boleścią. Czyżby w podobny sposób postępował gdybym jawnie, w obec wszystkich była jego żoną?
Uwagi te nie umniejszyły mojej rozpaczy, lecz podniecały przeciw niemu nienawiść.
Skoro przybył raz pierwszy, wypowiedziałam mu wszystko, com tylko miała na sercu. Słuchał mnie obojętnie, a gdym skończyła:
— Masz słuszność, nie przeczę! odrzekł, ale czyż moja w tem wina? Sądziłem, iż na zawsze kochać cię będę, a to tak prędko minęło. Żałować należy, żeśmy się połączyli, lecz sama tego żądałaś. Co nastąpiło, już się nie zmieni, starajmy się przynajmniej krępujące nas więzy o ile można lekkiemi uczynić! Tu w Wiedniu, nudzisz się zapewne?
— Śmiertelnie! zawołałam.
— Wracaj więc do Paryża, zabierz z sobą swoje klejnoty, za czekiem zaś, jaki ci natychmiast podpiszę,