Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tu, wiem o tem. Zajmuje krzesło w orkiestrze, lub może jest w której loży. Potrzebuję natychmiast się z nim widzieć. Idźcie go poszukać, przyprowadźcie tu, czekam. Spieszcie co prędzej!
Obaj młodzieńcy wybiegli, a w kilka minut później ukazali się z baronem.
— Co się stało? pytał Croix-Dieu. Widzę żeś zmięszana.
— Baronie! zawołała czy pamiętasz naszą ostatnią rozmowę i swoje groźby?
— Doskonale, odparł z uśmiechem, ale do czego to prowadzi?
— Do tego, że nie ja Oktawiusza, ale on chce mnie porzucić!
— Co mi znów opowiadasz! Widziałem się z nim dziś i nic nie wspominał mi o tem! Ani myśli kruszyć tak miłych dla siebie więzów!
— Nie myślał wtedy, lecz myśli teraz.
— Jakto, dla czego?
— Ponieważ zawrócił sobie głowę tą dziewczyną z wołowemi oczyma, Diną Bluet, dzisiejszą debiutantką.
— Czy być może, tak nagle, za pierwszem widzeniem? pytał, śmiejąc się baron.
— Nie śmiej się, bo to na serjo, mówiła. Zakochał się w niej szalenie. Chwycił mój bukiet i rzucił jej pod nogi, a gdym gromiła że ją wygwizdam, chciał mnie udusić. I w chwili, gdy ci to opowiadam, on jej wyznaje swą miłość.
— Jakto, w teatrze?
Tak jest pospieszyłam cię o tem powiadomić, a-