Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Baronie, baronie! wołał Tréjan z żywym niepokojem, nie czyń tego, proszę, zaklinam! Fanny Lambert nie wie o istnieniu tego obrazu. Miałaby prawo uważać go jako nadużycie zaufania z mej strony. Nie zdradzaj mej tajemnicy, jeżeli nie chcesz mi sprawić krwawiącej serce boleści!
— Uspokójże się, mój Jerzy, mówił Croix-Dieu; nie radbym ci sprawiać przykrości, lecz mówiąc otwarcie, nie rozumiem powodów takiej obrazy? Gdyby Fanny wiedziała o istnieniu tego drugiego pięknego portretu, zażądałaby go niezwłocznie dla siebie, nie chcąc zostawiać go w twym ręku i upewniam cię, iż miałaby zupełne prawo do tego.
— Tak, wyszepnął z cicha artysta. Nie rozogniaj więc rany. Gdyby Fanny Lambert zażądała tego portretu, nie śmiałbym go jej odmówić. I otóż czego się lękam, czego nie chcę!
— Ha! ha! zawołał śmiejąc się Croix-Dieu, jako samolub artysta, pragniesz zachować dla siebie ów czarujący obraz?
— Pragnę, o tak! bardziej nad wszystko na świecie!
— Zachowaj go więc, mój Jerzy. Jest to jedyną pociechą dla rozkochanego, gdy może wzdychać do portretu uwielbianej.
Tréjan zarumienił się powtórnie.
— Jakto? wyszepnął z widocznem zmięszaniem, miałżebyś sądzić, baronie?
— Zatrzymaj się, mój drogi, przerwał Croix-Dieu , nie sądzę, lecz jestem pewien. Jesteś zakochanym w Fanny Lambert, szalenie zakochanym, więcej niż sam