Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 2.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jednak umilkła wrzawa, gdy markiz San-Rémo, zdjąwszy z po nad kominka rewolwer, głos zabrał.
— Pozwólcie panowie, rzekł, przedstawić sobie udoskonaloną broń, jaką mi wynalazca złożył do wypróbowania, a za co przyrzekłem mu zjednać klientów, między mojemi przyjaciółmi.
Pwstał szmer ogólny, jakoby jednomyślnej ciekawości. Andrzej, z rewolwerem w ręku, począł dawać techniczne objaśnienia, mniej albo więcej dla obecnych zrozumiałe. Za każdym razem gdy zmilknął, na jaką sekundę, powstawały głosy wołając:
— Dobrze, bardzo dobrze, doskonale!
— Widzicie panowie, mówił dalej młodzieniec, widzicie jak ten rewolwer dobrze się nadaje do ręki. Udoskonalony mechanizm pozwala szybko następować wystrzałom, nie mieszając ich z sobą. Trzymając tę broń nabitą, gdybym ujrzał przed sobą ze trzech bandytów, żądających odemnie życia, albo pieniędzy, położyłbym ich na miejscu. Przekonajcie się, proszę.
Tu wycelowawszy lufę rewolweru w kąt gabinetu, wystrzelił trzykrotnie.
Huk głuchy i czysty, stwierdził doskonałość sprężyn broni.
— Wreszcie, kończył śmiejąc się San-Rémo, przyznajcież czyż może być coś dogodniejszego do rozsadzenia sobie czaszki z całą elegancją, według wszelkich reguł, gdy spleen opanuje człowieka? Podwójny wystrzał wybiega z tej broni tak szybko, że zanim się spostrzeżesz, wszystko się już skończyło!
Mówiąc to Andrzej, wciąż uśmiechnięty lecz nieco