Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Baronowa opuściwszy głowę, milczała.
— Trzeba odpowiedzieć, ozwał się sędzia.
— Schadzki bardzo rzadkie, bardzo krótkie i tylko w ogrodzie, nigdy u mnie w domu, nigdy! odpowiedziała Walerja zaledwie dosłyszanym głosem.
— Wicehrabia otrzymał od pani klucz do furtki ogrodowej?
— Tak panie.
Tu nastąpiło jeszcze kilka zapytań co do klucza,, jak częstemi bywały te schadzki dwojga zakochanych, ponieważ sędziemu zdawało się być niepodobnem, ażeby, pan de Presles nie bywał nigdy nocą w pałacu.
— Zdaje się, iż pani masz jakieś powody do uskarżania się na swego męża?
— Ja się nie uskarżam, zawołała żywo Walerja. Och! nie, ja nie uskarżam się wcale! Baron, obdarzył mnie majątkiem i świetną pozycją. Czegóż potrzeba, więcej? Na co mogłabym się uskarżać?
— Gdyby pan Worms nie popełniał ważnych błędów w pożyciu domowem, jak wtedy wytłómaczyć i usprawiedliwić ucieczkę pani?
— Ależ panie, ja niechcę jej tłumaczyć ani usprawiedliwić. Opuszczając dom mego męża, popełniłam, winę, przyznaję, była to jednak wina szaleństwa, bez najmniejszej myśli o zdradzie!
— Pan de Presles mając pani towarzyszyć na obczyznę, musiał się odpowiednio ku temu przygotować. Jak dawno projekt podróży został ułożonym pomiędzy nim a panią?
— Na dwa dni przed jego wykonaniem.