Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niemi. Usta młodzieńca poruszały się, jak gdyby dla wymówienia wyrazów, wydawały jednak tylko dźwięki niewyraźne.
Croix-Dieu śledząc ich poruszenia, odgadywał imię pani de Grandlieu, lecz wicehrabia dosłyszeć tego nie mógł.
Po kilku minutach zaszła nowa zmiana, w stanie cierpień ranionego. Rodzaj konwulsji począł wstrząsać jego członkami. Zerwał się nagle, jak człowiek, chcący gdzieś biegnąć, upadł na poduszki i leżał bez ruchu, podobny do skostniałego już trupa.
— Boże, mój Boże, wyszepnął pan de Grandlieu, miałżeby to być koniec? Czyż on już żyć przestał?
Chirurg położył dwa palce na pulsie Andrzeja.
— Nie jeszcze, odrzekł, ale powtarzam trzebaby cudu, by tę noc przeżył.
Pan de Grandlieu, nie chcąc pozostawiać przez dłuższy czas Herminii w smutnej samotności, z sercem ściśnionem, prosząc chirurga, ażeby przysłał zawiadomienie do pałacu, chociażby wśród nocy, gdyby wbrew straconej nadziei objawiło się polepszenie, lub gdyby na wszelki wypadek katastrofa nastąpiła.
Baron równie wyszedł niezadługo. Nic go nie zatrzymywało obecnie w tym domu. Andrzej żyjący był dla niego drogocennem narzędziem, pożytecznem, niezbędnem. Co znaczyło dlań teraz owo narzędzie, gdy śmierć rozbić je miała? Oznajmił wszelako, iż około północy przybędzie, dla powzięcia wiadomości.
Przy konającym pozostał tylko Tréjan z chirurgiem.
Artysta, mimo swej słabości charakteru jaką zazna-