Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jestże podobnym ów portret? zapytał po chwili.
— Jak żywy, odparł de Faviéres.
Pędzel jednego z wielkich artystów, odtworzył rzeczywiście z wielkim talentem delikatne rysy twarzy i kształtną postać młodej kobiety.
— Wspaniałe malowidło! wyszepnął sędzia, wpatrując się w ów portret z zachwytem. Rzecz nieporównanie piękna! Słowa te nie zdołały rozproszyć smutku pana de Faviéres. Nie mógł pogodzić się on z myślą ujrzenia na ławie oskarżonych, walczącej przeciw obwinieniu o morderstwo tej czarującej istoty, jaką przed kilkoma dniami uwielbiał ze czcią i poszanowaniem.
Jobin pochłaniał wzrokiem ów portret.
— Kłamliwa piękność! mówił, ktoby pomyślał, że ta twarz, tak łagodna i szczera, ukrywa brudną duszę zbrodniarza, że delikatne te ręce kalają plamy krwi! Patrząc na tę kobietę o wejrzeniu niewinnego dziecka, któżby nie pomyślał: „Jest to anioł.“ Tak, anioł występku niestety, kradzieży i zbrodni!
— Pisz pan, zawołał sędzia śledczy na pisarza i zaczął dyktować rysopis baronowej, zwracając uwagę na szczegóły portretu, kolor oczu i włosów, a nawet na owe maleńkie ciemne znamię, po którem tak łatwo można było poznać tę nieszczęśliwą kobietę. Panno Hortensjo, dodał, zwracając się do pokojówki, sądzę że znasz doskonale garderobę swej pani?
— Tak jest, odpowiedziała.
— Łatwo ci więc będzie, przejrzawszy pozostawione tu ubrania, powiadomić mnie w jakiej sukni pani ba-