Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 3.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wspólnika? powtórzył sędzia. Któżby nim był.
— A! to właśnie, co odkryć nam trzeba, a jakkolwiekbądź trudna będzie to sprawa, nie tracę nadziei, iż zdołam ją do skutku doprowadzić, jeżeli pan sędzia przez dni kilka zostawić mi raczy wolne pole działania o co przed chwilą upraszałem.
— Zgoda! rzekł pan Boulleau-Duvernet po chwili rozwagi. Wiesz że pokładam w tobie zaufanie. Po dokonanej sekcji, sam zamknę drzwi gabinetu w którym znajduje się kasa, schowam klucz i nie oddam go, jak tylko tobie.
Jobin zadowolony podziękował sędziemu, a założywszy binokle, zabrał upoważnienie do-przywiezienia obwinionych podpisane przez pana Boulleau-Duvernet, spojrzał raz jeszcze na portret baronowej i wyszedł, zatrzymawszy się na dziedzińcu pośród grupy służących i urzędników, dla usłyszenia co mówią.
W ich całej rozmowie nic nie znalazł dla siebie godnego uwagi, nabył jedynie przekonania, że zmarły baron nie wiele przez służbę był żałowanym, a natomiast ogólne współczucie zwracało się ku pani Worms. Dziwiono się, a nadewszystko smucono jej zniknięciem, a nikt nie przypuszczał ani na chwilę, by miała być pośrednio lub bezpośrednio wspólniczką morderstwa swojego męża.
— „Vox popali vox Dei!“ wymruknął Jobin. Sprawdza się to niekiedy, często nawet, ale nie zawsze. Bądź co bądź, wyjaśnić muszę to wszystko, inaczej nie byłbym chyba Pamhljuszem Jobin’em.
To mówiąc wszedł do pierwszej, jaką napotkał re-