Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zdrowia, będziemy na wsi mieć gościa. Wybaczysz mi, iż bez twojego upoważnienia dopełniłem zaproszenie ku któremu myśl nagle mi przyszła. Andrzej de San-Remo, mając sobie zalecone świeże wiejskie powietrze, przyjedzie na kilka tygodni do Grandlieu.
Cień zawieszonych nad łóżkiem aksamitnych firanek, padając na twarz Herminii, nie dozwolił spostrzedz wicehrabiemu nagłej zmiany w jej obliczu.
Nic nie odpowiedziała na słowa męża.
— Milczysz? zapytał z obawą. Może źle uczyniłem । idąc za głosem sympatji, jaką mam dla tego młodego człowieka? Miałożby jego do nas przybycie jaką przykrość ci sprawić?
— Zkąd ta myśl? pytała Herminia, słabym, przyciszonym głosem.
— Ztąd, iż obawiam się, że ten mój projekt niepodobne ci się może. Powiedz mi szczerze. Wszystko to jeszcze da się odmienić. W ostatnim razie zamiast do Touraine, pojedziemy do Włoch lub Nicei, i odwołanie mojego zaproszenia dałoby się tym sposobem usprawiedliwić tak, że pan de San-Remo aniby się domyślił przyczyny, nie chowając tem samem za to najmniejszej, urazy.
— Nie zmieniaj swoich projektów, wyszepnęła Herminia, aprobuję wszystkie, jakiekolwiek są one.
Uspokojony Armand wyszedł z pokoju żony, a młoda kobieta, pozostawszy sama przycisnęła obie ręce do silnie bijącego serca, wyszeptując cicho:
— Być przy nim... Spędzać razem dni całe... bezustannie... całe tygodnie... po tem szaleństwie, jakie po-