Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pomnieć jego obietnicę, dodałem iż jest oczekiwanym. Czy zgadzasz się na to drogie dziecię, ażeby ten list dziś odszedł?
Młoda kobieta pochyliła głowę dla ukrycia rumieńca:
— Nie znajduję żadnej przeszkody, odpowiedziała.
Tym sposobem posłaniec odwiózł list na pociąg wieczorowy.
Nazajutrz z rana podczas śniadania służący ukazawszy się we drzwiach, podał na srebrnej tacy panu de Grandlieu kopertę z niebieskawego papieru.
Armand rozdarł kopertę.
— To od Andrzeja! zawołał. Telegram krótki, lecz jasny, posłuchaj: I czytał głośno. „Wyjeżdżam pierwszym pociągiem. Serdeczne pozdrowienia San-Rémo.“
Herminia zachwiała się na krześle. Dziwny ją zawrót ogarnął.
— Poczciwy chłopiec, nie przedłużył ani na minutę odpowiedzi, mówił pan de Grandlieu; pragnie tak żywo do nas przyjechać, jak my go przyjąć pragniemy. Nieprawdaż Herminio?
— Bezwątpienia, odpowiedziała bezwiednie, nie pojmując nawet prawie sama co mówi.
Wicehrabia zwrócił się do służącego.
— Niechaj zaprzęgną punktualnie na czwartą godzinę karę konie do mego kabrjoletu, będę sam powoził. Mały omnibus w pocztowej uprzęży niech jedzie na stację wraz ze mną, dla zabrania bagażów markiza. Wydaj w stajniach polecenia.
Służący wyszedł, ażeby spełnić rozkazy.
— Lecz co ci jest me dziecię? zawołał pan de Grand-