Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
VII.

Pani Angot przyjęła zaproszone oznakami najtkliwszej życzliwości, jakto jej było zwyczajem, a po kilkakrotnem ucałowaniu Diny i zapewnieniu, że tego wieczora dziewczę wydaje się jej być piękniejszem niż kiedykolwiek, wprowadziła ciotkę wraz z siostrzenicą do swego osobistego apartamentu na parterze.
— Inni nasi artyści, mówiła, przybędą po obiedzie, i pierwszą próbę odbędziemy w wielkim salonie. Za dziesięć minut obiad podadzą. Usiądź tymczasem przy kominkowym ogniu, drogie dziecię, ja wyjdę na chwilę zajrzeć do kuchni. Z panią zaś, kochana panno Melanio, mam kilka słów do pomówienia, chciej pani przeto pójść ze mną.
Dinah Bluet została samą w małym saloniku, zbytkownie umeblowanym, a wsparłszy się na kozetce, uczuła nagłe, jak głęboki nieznany jakiś smutek owładać nią zaczął pomimowolnie. Jakaś niepokonana żałość uciskała jej serce. Łzy, których powodu niepojmowała, zawisłszy na jej długich rzęsach, spływały zwolna na policzki.
Daremnie badała siebie, zkąd mogła pochodzić ta trwoga, podobna do żalu i obawy umierającego człowieka. Daremnie tłómaczyć usiłowała, iż jest szaleństwem dać się owładnąć smutkowi bez przyczyny.
Żal jej było teatru, i tej życzliwej dla siebie publiczności, obsypującej ją oklaskami, żal tej ubogiej stancyjki, jaką opromieniała jej swą obecnością postać Oktawiusza. Z każdą minutą mówiła sobie z coraz silniej-