Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 4.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

oni tu bowiem przychodzą, przedewszystkiem jednak pomóż mi, proszę, przenieść to biedne dziewczę na łóżko!
— Jak on ją kocha! pomyślał Croix-Dieu, czyniąc zadość prośbie młodzieńca.
— Boże, mój Boże! wołał Gavard z przerażeniem, ona nie odzyskuje przytomności. Spojrzyj baronie jak ona jest bladą! Usta jej tak marmurowo białe, jak i policzki. Sądzićby można, że umarła!
— Upewniam cię że żyje, odparł Croix-Dieu, kładąc dwa palce na ręce dziewczęcia. Nie tylko że puls uderza, lecz daje sto uderzeń na minutę. To dziwna!
— Trzeba posłać po doktora. Baronie, zaklinam, przywołaj Dominika.
— To niepotrzebne. Pojadę sam po niego i według twej woli objaśnię panią Gavard o przybyciu jakiegoś zniecierpliwionego wierzyciela. Powóz mój czeka przed bramą. Za kwadrans lub najdalej za dwadzieścia minut będę z powrotem.
— Dziękuję ci, dziękuję z całego serca, baronie.
Filip de Croix-Dieu wychodząc wyszepnął: Oktawiusz odradza się widocznie. Ta przeklęta miłość powraca mu życie. Jeżeli nie odnajdę sposobu na skruszenie szalonej tej namiętności, pożegnać mi się przyjdzie z sześcioma milionami. Jak go oderwać jednak od tej dziewczyny? a jeżeli to będzie niepodobnem, w jaki sposób użyć Dinę Bluet by dokończyła rozpoczęte dzieło przez Reginę Grandchamps?
Podczas, gdy baron stawiał sobie te zapytania, jakie nie były całkiem nierozwiązalnemi dla jego umysłu, płodnego w szatańskie wykręty, Oktawiusz podsuwał