Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do tego stopnia, że kazałem zapytać się woźnicy twego odźwiernego, czy pan baron de Croix-Dieu jest u siebie w domu? Wiedzą więc żem przybył do ciebie. Wszedłem tu zdrów i cały, i tak też ztąd wyjdę.
— Nieufność niesprawiedliwa, jaka mnie obraża i smuci, rzekł baron.
— Tra! ta! ta! nie pleć głupstw przynajmniej. Potrzebujesz mnie, rzecz jasna! Nie odmawiam mojego współpracownictwa, spodziewając się iż mi ono przyniesie znaczne korzyści, wszak zawiadamiam, że w razie, gdybyś żywił przeciw mnie jakieś ukryte złe zamiary i chciał ponawiać swe figle z dawnych dobrych czasów, wiedz naprzód że to ci się nie uda!
— A gdybym ci dał dowód względem ciebie dobrej wiary! zapytał Croix-Dieu. Gdybym się zdał całkowicie na twoją dyskrecję?
— Mocno by mnie to zdziwiło. Jesteś nazbyt przebiegłym i chytrym, byś nie miał dla siebie pozostawić jakiej bocznej furtki otwartej.
— Słowem, gdybyś nie mógł wątpić o mnie, ciągnął dalej Filip, czy rzuciłbyś wtedy zasłonę zapomnienia na ową przeszłość, jakiej tak mocno żałuję?
— Być może?
— Powiedz stanowczo, tak czy nie?
— A więc, tak!
— Posłuchaj zatem. Wyjaśnię ci jaki powód znaglał mnie natenczas pod „Koszem kwiatów“ do pozbycia się ciebie.
— Powód nader prosty, rzekł Sariol. Żądałem wtedy od ciebie wydania wekslu w ścisłej prawnej formie na