Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

okrycie, i wynoszę się stąd co prędzej. Lecz powiedz mi proszę, dodała zwracając się do Sariola, wszakże nic złego nie stanie się owej panience?
— Czyż mnie masz za jakiegoś ludożercę? rzekł Sariol wzruszając ramionami. Czyliż wyglądam na udręczyciela kobiet?
— Nie, wcale! A jednak. No, mów, co z nią uczynić zamierzasz?
— To cię nie obchodzi! Zajmę się jej przyszłością, jej szczęściem. Jestżeś zadowoloną?
— Pójdziesz więc do niej?
— Teraz, nie jeszcze. Zaczekam do wieczora, a skoro bardzo płakać pocznie, będę się starał ją pocieszyć.

XV.

Na pięć minut przed umówioną godziną, Oktawiusz przybył na przedmieście du Temple, a wysiadłszy z powozu, którym miał jechać wraz z Diną do Bulońskiego lasku, pobiegł na schody i zapukał lekko sposobem umówionym.
Drzwi nie otworzyły się wcale. Najmniejszy szmer wewnątrz nie okazywał, ażeby pukanie dosłyszanem zostało.
Zapukał powtórnie. Taż sama cisza.
Zapukał silnej; potem jeszcze silniej, wołając:
— To ja Dino L ja... Oktawiusz... otwórz prędzej!
Żadnej odpowiedzi, głębokie milczenie.
Obawa z odcieniem zazdrości błysnęła w jego umyśle. Nie mogąc dłużej pozostawać w tak przykrej niepewności, zadzwonił do drzwi gospodyni mieszkania.