Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 5.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sześćdziesięcioletniego, i że umyślnie farbuje sobie włosy na biało. Nie śmiejesz się ukochana? pytała spoglądając na swoją towarzyszkę. Pobladłaś, co ci jest?
— Słabo mi się zrobiło, wyszepnęła Herminią, często doświadczam od pewnego czasu takich przypadłości.
— Ból około serca, nieprawdaż?
— Zdaje się, odpowiedziała młoda kobieta z roztargnieniem.
— Teraz rozumiem, pojmuję.
— Co takiego pojmujesz?
— Mniejsza o to. Dość że jestem pewną.
I Dyana de Ferier pomyślała sobie:
— Dlaczego ona odegrywała przedemną komedję w zimowym ogrodzie? Ta tkliwość ojcowska z jednej strony, miłość córki z drugiej, zdawały mi się być nieprawdopodobnemu Pan de Grandlieu jest za zbyt dzielnym na uczucia tak platoniczne. Wkrótce ujrzymy przychodzącego na świat małego wicehrabiego lub wicehrabiankę, a jeżeli zechce Herminią, za chrzestną matkę służyć im będę.
Podczas gdy wicehrabia Armand pomykał galopem w stronę owej niebezpiecznej przepaści a baronowa pogrążała się w swych dociekaniach, nowe przedmioty rozrywek zostały przedstawionemi zaproszonym, zebranym tłumnie w około hippodromu.
Najprzód rozpoczęły się płaskie gonitwy wiejskich koni, jeżdżonych przez groomów; następnie wyścigi na osłach dla dżokiejów, synów dzierżawców i wieśniaków markiza de Lantree.
Pomijamy szczegóły tych gonitw, jak pominęliśmy te które poprzedziły wyścigi.