Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Młodzieniec spojrzał na mówiącego z osłupieniem.
— Skąd wiesz o tem baronie? wyjąknął z cicha.
— Przyznam ci, odrzekł, iż sądzisz mnie być nazbyt naiwnym! Od dnia w którym przestałeś mnie powiadamiać o rezultatach swojej miłosnej intrygi, od dnia w którym mi objawiłeś iż zniechęcony niepowodzeniem przestajesz myśleć o wicehrabinie de Grandlieu, zrozumiałem że jesteś jej kochankiem! Było to jasnem jak słońce! Młody, uczciwy mężczyzna mówi o tej którą kocha, dopóki ona opór mu stawia; lecz powodzenie nakazuje milczenie. Zamilkłeś więc bo jesteś szlachetnym człowiekiem.
— A więc, zawołał Andrzej, powziąwszy nagłe postanowienie, nie będę dłużej ukrywał. Przysięgnij mi jednak na honor baronie, że nie wyjawisz nikomu w świecie tego co odgadłeś.
— Daję ci na to moje słowo.
— Czytaj więc, wyrzekł San-émo, podając Filipowi,, list adresowany do pani de Grandlieu.
Croix-Dieu szybko zaczął przebiegać papier oczyma.
— Do djabła! zawołał. W rzeczy samej to niebezpieczne!
— A zatem wierzysz, jak i ja wierzę zarówno, rzekł Andrzej, że w razie gdyby ów nędznik w oznaczonym terminie nie odebrał swoich pieniędzy, będzie miał odwagę spełnić swą groźbę i sprzedać owe dowody wicehrabiemu de Grandlieu?
— Wierzę w to niezachwianie! Człowiek pragnący miliona, i chcący go pozyskać takiemi sposobami, jest zdolnym do wszystkiego