Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biżuteryj siedemset lub osiemset tysięcy franków. Ja sprzedam moje wartościowe papiery, i miljon dokompletujemy. Jakże ci się zdaje ten projekt?
— Zdaje mi się być łatwiejszym do wykonania niż poprzedni. Zawiera on jednak w sobie niektóre ważniejsze trudności.
— Jakie?
— Najprzód ta biżuterja nie jest własnością Herminii, ale jej męża, pana de Grandlieu.
— Otóż się mylisz, rzekł Filip. Wicehrabia darował je jej na własność, zeznając to w tejże samej przedślubnej intercyzie, o jakiej ci przed chwilą mówiłem.
— Zresztą, mówił dalej Andrzej, gdyby się zdarzyła sposobność przywdziania tych djamentów, i gdyby wicehrabia zażądał aby Herminia w nie się ubrała. Rzecz cała wyjawiłaby się natenczas.
— Eh! wynajdujesz jak gdyby umyślnie przeszkody, zawołał Croix-Dieu, Przypuśćmy tę rzecz nieprawdopodobną, przypuśćmy, że się wydarzy jakaś sposobność tego rodzaju. Chcąc się uchronić od konieczności ukazania się na niej, pani de Grandlieu potrzebowałaby tylko wynaleść pozór lekkiego zasłabnięcia. Wszakże to jasne i prawdopodobne. Przed upływem miesiąca zaciągnę pożyczkę na moje dobra, za którą będziesz mógł wykupić klejnoty wicehrabiny. Prawda, że w połowie zrujnowanym zostanę, ale ty będziesz ocalonym, o co głównie chodzi. Cóż na to mówisz?
— Mówię, zawołał z uniesieniem San-Remo, mówię, że na wyrażenie mojej głębokiej, nieskończonej wdzięczności, jaka przepełnia mą duszę, słów niemam, i pro-