Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przystępnym. Gotów jest ze mną traktować w wiadomym interesie. Będzie mnie oczekiwał dziś u siebie pomiędzy trzecią a czwartą godziną.
— Dobrze, ale czy masz klejnoty?
— Mam je.
Oczy Filipa zapłonęły tak żywo, iż spuścił głowę, ażeby ukryć ów blask chciwości, jakiego powstrzymać nie zdołał.
— Pani de Grandlieu musiała cierpieć nie mało, zanim zdecydowała się na tę wielką ofiarę, narzuconą sobie okolicznościami? wyrzekł po chwili.
— Tak, bardzo wiele, odparł San-Rémo, a nawet tej nocy omal że uniknęliśmy niebezpieczeństwa, jakie udaremnić mogło tę wielką z jej strony ofiarę.
Croix-Dieu drgnął.
Andrzej opowiedział wiadome nam już szczegóły.
— Obecnie więc, pozostaje mi tylko przypomnieć ci twoją wspaniałomyślną ofiarę baronie, począł Andrzej. Spodziewam się otrzymać od Samuela Kirchen siedemset tysięcy franków. Pamiętaj proszę o dostarczenie mi stu tysięcy talarów potrzebnych dla skompletowania miljona.
— Pieniądze będą gotowe, rzekł Filip. Odchodzę, ażeby wydać w tym względzie polecenia memu wekslowemu agentowi.
San-Rémo punktualnie o trzeciej godzinie posłał po fiakra, nie chcąc używać własnego powozu, i kazał się zawieść na ulicę de Lappe.
Rzecz naturalna iż zabrał z sobą szkatułkę wicehrabiny.