Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 6.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znajdują się jeszcze.
— Trzeba się nam o tem upewnić jak najprędzej.
— Skoro tylko ostatni moi goście odjadą, pójdziemy tam i przekonamy się, odpowiedziała Fanny.
W kilka minut potem, salony opróżniły się zupełnie.
Croix-Dieu wraz z panią Tréjan udał się na pierwsze piętro.
— Wejdźmy najprzód do mnie, wyrzekła. Potrzebuję coś wziąć z szufladki.
W jednym z rogów sypialni ndodej kobiety, stało prześliczne biurko. Wytworne rzeźby na hebanowem drzewie otaczały płyty z kości słoniowej, wyżłabiane dłutem jakiegoś sławnego artysty.
Pod kostjumem u pasa, Fanny miała ukryty złoty łańcuszek, na którym było uczepionych kilka maleńkich, kluczyków, z jakieminie rozstawała się nigdy. Zbliżywszy się do biurka, wprowadziła jeden z nich w mikroskopijny zameczek szufladki. Najmniejszy szelest słyszeć się nie dał, a płyta z kości słoniowej obróciwszy się na zawiasach, odkryła drugą stalową płytę, która za naciśnięciem jakiejś niewidzialnej sprężyny, podniosła się w górę jak pierwsza.
To śliczne, tak artystycznie wykonane biurko, kryło w swem wnętrzu kasę żelazną.
Filip rzuciwszy ciekawym wzrokiem w jej wnętrze, dostrzegł ułożone rzędami w porządku na podstawach pudełeczka z biżuterją, pęki powiązanych przekazów i weksli, pakiety biletów bankowych, i kilkanaście rulonów złota.
— Ach! zawołał śmiejąc się głośno, jest to jak wi-