Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 7.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Serce Herminii powinna by była napełnić bezmierna radość. Ufność bez granic winna by była zastąpić miejsce przerażenia. Przeciwnie jednak; biedna kobieta zaledwie cokolwiek ulgi doznała.
— Czy w rzeczy samej ocaleni jesteśmy? zapytywała siebie. Nic jeszcze niema stanowczego w tym względzie, do godziny siódmej wieczorem można się obawiać wszystkiego. Czy Andrzej nie bierze złudzeń za rzeczywistość? Jeżeli bliskiem jest ocalenie, skąd owe czarne przeczucia, jakie mnie gnębią? Dla czego me serce uciska jakaś ciężka żałość? A moja dusza jest smutną, jakby w chwili zgonu?
Tak rozmyślając Herminią weszła do pałacu na kilka chwil przed przybyciem pana de Grandlieu.
Obiad odbył się w milczeniu.
Daremnie młoda kobieta walczyła przeciw uciskającej ją trwodze.
— Nie! ja nie jestem ocaloną, mówiła sobie. Jakieś wewnętrzne przeczucie ostrzega mnie, że szczęście jest bliskiem, i ze pomiędzy mną a nim nie ma już miejsca na wyjawienie.
Po ukończonym obiedzie, siedli oboje na kanapie, w milczeniu.
Herminią ze spuszczoną głową, oczyma wlepionemi bezwiednie w jakiś kwiat kobierca, czuła ciężące na sobie spojrzenie swojego męża. Było to uczucie czysto fizycznej natury, dziwnie bolesne.
Armand ujął ją za rękę, Herminią wzdrygnęła się cała.
— Moje ukochane dziecię, wyszepnął starzec tkliwym włosem, w którym dźwięczała litość głęboka; czy jesz-