Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1095

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie zna jej, ale zdaje się, że ją ta lala zajmuje i że chciałaby ją poznać, gdyż się ciągle o nią wypytywała pani.
— O cóż pytała?
— O mnóstwo rzeczy... Kto jest ta panna Renata... zkąd, i tam dalej... Pani odpowiedziała, że jak się zdaje jest sierotą... wtedy pani Bertin straciła minę... przyglądała, się pannie i obiedwie pożerały się wzrokiem... dobrze to widziałam...
— Ależ ty doskonale spostrzegasz...
— Mam oko amerykańskie... Nic przedemną nie ujdzie. Koniec końcem pani Bertin powiedziała kupcowej, aby jej przysłała przez pannę Renatę koronki, jak tylko nadejdą. Leopold zmarszczył brwi.
— Niema wątpliwości!... — szepnął. — Czyby przypadkiem głos krwi nie był czczym wyrazem, wymysłem autorów dramatycznych?. Czyżby Małgorzata odgadywała, że Renata jest jej córką?... Jeżeli ją do siebie sprowadza, to tylko dla tego, aby ją badać... Tu leży niebezpieczeństwo... trzeba coś postanowić...
— Czy się pan interesujesz tą gęsią, Renatą? — zapytała Zenejda.
— Nie, wcale nie, jeżeli mówię, to tylko tak sobie.
— Tak, tak, rozumiem... Tak sobie, dla przepędzenia czasu...
— Właśnie... Kiedyż koronki nadejdą?
— Pani mówiła, że za pięć lub sześć dni... No, jużeśmy przyszli, mieszkamy tutaj... — rzekła dziewczyna zatrzymując się.