Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Znam ja się na twoich umizgach, ty niepoczciwce, ale się nie dam na nie złapać! Odpowiadaj!
— Odpowiem ci mamo, jak postawię kosz na stole i wyłożę wszystko co się w nim znajduje.
I Ryszard nie wypuszczając woreczka, zawieszonego na ręku na łańcuszku niklowanym, uwolnił się od dużego kosza.
— Zkąd idę? — rzekł wtedy biorąc jeden po drugim przedmioty znajdujące się w jego głębokiem wnętrzu. Najprzód z Hawru, gdziem nazbierał tych małych raczków tak czerwonych jak policzki panny Wirginii; z Hawru chodziłem do Meuzy, gdziem złapał tuzin tych dużych raków! z Meuzy do Nicei, gdziem wyszperał te poziomki i zerwał te winogrona...
— Winogrona! zawołała mama Bandu osłupiała.
— A ztamtąd mówił dalej Ryszard poszedłem do pewnego cukiernika, od którego przynoszę te drobne ciastka i kasztany smażone i to wszystko nie przełknąwszy jednej biednej kropelki wina białego albo czerwonego... a dowodem tego jest, że kury co zdychają na pypeć z braku napoju, nie są tak jak ja spragnione!...
Wszyscy zaczęli klaskać w ręce i Wirginia czerwieńsza jak raki przyniesione przez jej kochanka, śpiesznie podała Ryszardowi na talerzu ogromny kielich nalany aż po brzegi.
— Zdrowie starszego brata i jego przyszłej! — zawołał podnosząc kielich w górę z gestem komicz-