Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Każdy ruch jej zwinnych palców ścigany był ciekawym wzrokiem.
Ukazało się pudełeczko z czerwonego safianu.
Stefcia nacisnęła sprężynę.
Wszystkim wyrwał się okrzyk podziwu.
W pudełeczku był ładny zegarek z łańcuszkiem.
Dziewczę spojrzało na Wiktora z wyrazem wdzięczności miłości...
Po twarzy jéj dwie łzy spłynęły... Słodkie łzy!... Łzy radości!...
— Otóż masz! i płacze! — zawołała mama Baudu, która walczyła samą z sobą aby także nie płakać. — Uściskajże go, głupia! to będzie lepiej? ja pozwalam...
Stefcia nie dała sobie dwa razy tego powtarzać.
Z zachwycającem pociągiem rzuciła się w objęcia Wiktora, który ją pocałował w czoło i policzki.
Wszyscy klasnęli w ręce.
Paweł wystąpił naprzód.
Kochana Stefciu — rzekł — ten dzielny chłopiec będzie twym mężem jest moim przyjacielem i dostatecznie dowiódł tego... Nie odmówisz więc przyjęcia odemnie skromnego podarku... Są to bardzo skromne kolczyki...
— No, a ja? — rzekła Renata — czyż sądzisz, żem nie pomyślała o tobie i a jednym z moich zbawców... Oto są obrączki, które zamienicie w dzień ślubu, myśląc o mnie, co was kocham oboje...
Renata tyle prawie była wzruszona co i Stefcia, i dziewczęta uściskały się z wylaniem.