Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jarrelonge zapominając o bólu miał dobić studenta, gdy w dali dały się słyszeć kroki.
I w tej chwili ktoś zawołał:
— Broń się!... Idziemy z pomocą!...
— Milion djabłów! — pomruknął nędznik. — Nie ma co, trzeba zmykać!
I zostawiwszy swoją ofiarę bezprzytomną poskoczył na spadzistość i znikł w nieprzejrzanych cieniach pustych placów.
Do teatru walki, której wynik nam jest znanym z dwóch stron zbliżały się kroki.
Agenci policyjni przybywający ze stron przeciwnych, znaleźli się przy ciele Pawła.
To ciało bez ruchu miało podobieństwo do trupa.
— Zamordowano jakiegoś nieszczęśliwego... rzekł jeden z policyantów nachylając się. Patrzcie, na śniegu jest plama... to krew...
— Towarzysze, prędko, nosze... — zakomenderował sierżant. — Znajdziecie je w ogrodzie zoologicznym... Przynieście pochodnie i zawołajcie o pomoc.
Dwóch ludzi pobiegło śpiesznym krokiem.
Dwaj drudzy klęcząc przy ciele Pawła, podnosili głowę.
— Krew z ust mu płynie — rzekł sierżant.
— Tak jest — odpowiedział jeden z agentów, kładąc rękę na piersiach młodzieńca. — Nie umarł... Serce bije...
— Podtrzymaj biedaka na kolanach... To znowu figiel tych łotrów z pod „Schadzki Marynarzy“!...