Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc się do okazania spokoju i przesadzając ton przymuszony spokój.
— Co tu robisz w moim domu?
— Przybyłam upomniéć się o swoją córkę...
— Swoją córkę!! — powtórzył deputowany z wybuchem gniewu i pogardy. — Swoją córkę! — Ty mi mówisz o swojéj córce!! — Milcz i wychodź!!
— Nie wyjdę, — Odparła Małgorzata, — i nie zamilknę!! — Musisz mnie wysłuchać i odpowiedziéć!
— Jesteś dziś odważną, ty, niegdyś tak słaba!...
— Niegdyś byłam dziecięciem drzącém i uległém. — Dziś jestem wolna i silna! — cierpienia którem znosiła z twojéj winy przez lat dziewiętnaście, nareszcie się przed trzema dniami skończyły... — Kat, który mi je zadawał nie żyje... — Niewolnica, pochylałam głowę przed swoim tyranem... — Tyran ten jest dziś w grobie a ja o jedném tylko myślę... o mojéj córce. — Ja chcę mojéj córki.
Robert chwiał się.
Zabrakło mu sił do utrzymania się na nogach i był zmuszonym usiąść, albo raczej upaść na szezlong.
Potém po raz drugi powtórzył:
— Swoją córkę! dziecko opuszczone przez ciebie przed dziewiętnastu laty bez żalu, bez wyrzutu, dla zaślubienia człowieka, którego miliony cię olśniewały! — Posiadasz te miliony i tego ci nie dosyć, chcesz swojego dziecka!! — To za wiele, pani, trzeba było wybierać... — A! wiesz pani, że trzeba być szaloną, aby się tutaj pokazać!