Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/1403

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Od czasu, gdy jej ojciec powróciwszy do Paryża, znużony nieustannemi dalekiemi podróżami, wezwał ją do siebie...
— Jak to dawno być może?
— Około pięciu lat.
— Czysto się pani z nią widywała?
— Przynajmniej dwa razy na tydzień... Byłam jej jedyną przyjaciółką.
— Czy ona mówiła o chorobie swego ojca?
— Nigdy nie zapomiła o niej i tkliwemi słowy wyrażała zmartwienie, jakie czuła z powodu wzmagającego się osłabienia ojca.
— Czyś jej pani nie radziła, aby wezwała do niego lekarza.
— I owszem; często jej to radziłam.
— Cóż ona pani, odpowiadała?
— Że pan de Terrys nie chciał żadnego lekarza wpuśćcie do domu.
— Czy pani znała hrabiego?
— Znałam... on miał częste stosunki z nieboszczykiem moim mężem.
— Czyś pani słyszała kiedy jak uporczywie odmawiał?
— Nie, panie. Gdym chciała wspomnieć o jego zdrowiu, on mi odpowiadał ze śmiechem: „Daj mi pani spokój!... Pani jesteś więcej niż ja chora!...“ i zmieniał rozmowę.
— Jakaż jest pani osobista opinia o charakterze pana de Terrys?...