Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pie... przynajmiéj taki pan dajesz powód... ale są ludzie, nie głupi, który opróżnienie pańskich warsztatów innym przypisują przyczynom...
Paskal zrozumiał.
Krew uderzyła mu do głowy.
— Co to ma znaczyć? — rzekł zbliżając się z groźną miną do Leopolda.
Zbieg, z gołą głową stojąc w miejscu silnie oświetloném, ze złym na ustach uśmiechem, studyował z szyderczą miną fizyonomię swego krewnego.
Ten ostatni patrzał na niego uważnie, prosto w oczy, lecz twarz jego tylko gniew wyrażała.
— Nie poznaje mnie,.. — pomyślał Leopold. — Po ośmnastu latach, to rzecz naturalna, zatém wszystko dobrze...
— Jakichże potwarnych pogłosek jesteś echem? mówił dalej Paskal widząc, że nowoprzybyły zamilkł. — Odpowiadaj, ja chcę tego!
— Przed chwilą tak mało pan miałeś czasu... odparł Leopold ironicznie... Teraz już panu nie pilno?... Masz już czas do wysłuchania tego co ci powiem?...
— Wytłomacz się!... Wytłómacz prędko jeżeli nie chcesz abym stracił cierpliwość. — Alboś zawiele powiedział, albo nie dosyć!... Z kim mam do czynienia? — Kto jesteś? — Czego chcesz?
— Każdy dojdzie do celu, kto potrafi czekać! — odrzekł Leopold ze śmiechem. — Pan pytasz, ja będę odpowiadał; ale trzymajmy się porządku... — Czy pan