Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rek idących do kościoła usłyszałem jak owa panienka ją tak nazwała.
— To ta co mnie zastąpiła w przyjaźni u Pauliny... — odrzekła panna de Terrys. — W każdym liście pisze mi o Renacie.
— Tak... tak właśnie!-zawołał Paweł — Renata!... twarz cudowna!... głowa madonny!
— Z tego budującego opowiadania, kochany Pawle — rzekła pani Bertin z lekkim uśmiechem, trzeba wnosić, jak mi się zdaje, że twoje zajęcia w Troyes zasadzały się przede wszystkiem na podpatrywaniu pensyonarek pani Lhermitte i chodzenia za niemi gdy szły na mszę....
— O! ciociu!... rzekł młodzieniec, którego twarz po raz trzeci oblała się purpurą.
— Kochane dziecię, ja mimowoli żartuję... — Wszystko to jest bardzo niewinne i właściwe twemu wiekowi, ale aby zobaczyć śliczne twarze nie potrzeba jechać aż do Troyes.
To mówiąc Małgorzata spoglądała na Honorynę i uśmiechała się do niej.
— A twój ojciec, pieszczotko, jak się ma? — zapytała zwracając do niej mowę.
— Zawsze bardzo słaby... bardzo cierpiący... niepokoi mnie... — Albo się bardzo mylę, — (a boję się bardzo iż się nie mylę), — albo stan jego się z każdym dniem pogorsza... Nakoniec czuję grożącą mi katastrofę i drzę na myśl samą……..
— Twoje dziecięce przywiązanie skłania cię do przesady, odpowiedziała wdowa. — Prawda, że od