Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jemnic, które pozostają niewytłómaczone... — Matka się nigdy o niczém nie dowié.
— Matka? — powtórzył Paskal z rosnącém zadziwieniem. — Więc ona żyje?
— Żyje, ale nie wié gdzie jest jéj córka a nawet nie jest pewną jéj życia...
— Jednakże...
— No! dosyć już tych pytań, — przerwał Leopold; — dłuższa rozmowa byłaby nieużyteczną... — Czas to pieniądze, jak mówią Anglicy! — nie trwońmy go!... — Teraz streśćmy położenie. Notaryusz w Paryżu i notaryusz z Nogent-sur-Seine nie wiedzą o istnieniu dziecka... — Jeżeli się córka nie stawi i jeżeli testament nie zostanie znaleziony, ogłoszą postępowanie spadkowe i pan, po upływie miesiąca zabierasz wszystko, jako najbliższy krewny! — Czy to jasne?
— Idzie o cztery miliony?
— Cztery miliony czterykroć sto tysięcy franków a reszta drobnemi... — ładna cyfra. panie Lantier?... — Jeszcze raz, czy mam, działać?...
— Działaj.
— Dajesz mi nieograniczone upoważnienie?
— Tak jest.
— To bardzo dobrze; ale to nie dosyć.
— Cóż trzeba jeszcze?
— Odrobinę monety pod postacią kilku biletów tysiąc frankowych...
Paskal spojrzał na Leopolda z widoczną nieufnością.
— Cóż to znowu? — rzekł zbieg wzruszając ra-