Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Sapristi! — mruknął nędznik z uśmiechem, — nie myślałem, że tak prędko dobrowolnie tutaj powrócę... Wreszcie jestem tu i muszę pozostać... — Zachowując wszelką ostrożność, wydobędę się z kłopotu... — Słuchając przez ścianę, obserwując przez okno, nie będę miał wiele potrzeby ukazywania się na ulicach... Potrafię ja wynaleźć pozór, aby moje zamknięcie się w pokoju nie dało się podejrzaném...
W sąsiednim pokoju dał się słyszéć ruch lekki.
— Pani Urszula wstaje... — pomyślał Leopold; — pewno wyjdzie... Baczność...
I ubrał się naprędce.
Ochmistrzyni nieboszczyk Valleranda w istocie wstała i kładła na siebie żałobne ubranie.
Lantier usiadł i słuchał jak się kręciła tu i owdzie.
Do drzwi dwudziestego trzeciego numeru zapukała służąca.
Urszula otworzyła.
— Czy pani będzie w hotelu jeść sniadanie? — zapytała służąca.
— Tak jest, ale tutaj.
— Pani jeść będzie sama?
— Nie... — Połóż dwa nakrycia.
Leopold nie tracił ani wyrazu z téj rozmowy.
Urszula mówiła daléj:
— Idę naprzeciwko, na pensyę pani Lhermitte. Potém załatwię sprawunki w mieście; ale to nie potrwa długo, można więc podać o jedenastéj.
— Śniadanie będzie gotowe...