Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wprowadzić pana Lantier... bardzo będę rada go widzieć.
Paskal słyszał.
Spiesznie przestąpił próg, gdy tymczasem gospodarz wychodził ze służącą — i podstąpił ku krewnéj, której twarz silnie zmieniona i prawie niepodobna do poznania niezmiernie go zdziwiła.
Biédna kobiéta wyciągnęła doń rękę.
— Kochana Małgorzato, — rzekł Paskal tonem wzruszenia, ściskając jéj rozpaloną rękę — dowiedziałem się, że jesteś tu bardzo chora... — Zmięszała mnie ta wiadomość... Nie mogłem przezwyciężyć niespokojności... — Jedynym sposobem przekonania się było przybyć tutaj... i jestem...
— Dziękuję ci, mój przyjacielu,, wzrusza mnie ten krok będący dowodem twego przywiązania,... o którém nie wątpiłam... Siadaj tu... tu blizko mnie.
Paskal siadł w głowach łóżka.
— Dzięki Bogu, — rzekł, — lepiéj się masz jak się dowiedziałem...
— Tak, teraz wyszłam z niebezpieczeństwa... — Prawdziwy cud sprawił doktór, który mnie leczy...
— Cóż ci się przytrafiło?
— Uderzenie na mózg a następnie początki jego zapalenia....
— Jakimże sposobem znalazłaś się w Romilly?.... Twoi służący nie umieli mi wyjaśnić powodu i celu twojéj podróży...
— Nic nie wie... — pomyślała Małgorzata. — Tém lepiéj...