Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jekcie..... zupełnie nikt... bez wyjątku... rozumiesz dobrze?
Zasady służącej były nadzwyczajnéj elastyczności...
Sądziła iż się domyśla intrygi miłosnéj co jéj się wydało bardzo prostem i najzupełniéj normalném i odpowiedziała mrugając dobrodusznie okiem:
— Ba! przecież się to rozumie.
— A jeżeliby się kto pytał po moim odjeździe, mówiła daléj Renata, pamiętaj odpowiedzieć, że nie wiesz o niczem...
— Nawet towarzyszce panienki?
— Nawet jéj... a szczególniéj jéj...
— Rozumiem... nie pisnę słówka i będę miała minę bardziéj zadziwioną niż ktokolwiek bądź...
Służąca znowu mrugnęła okiem z uśmiechem jeszcze więcéj pobłażającym niż pierwéj i wyszła zabrawszy Przewodnik z sobą.
Schodząc ze schodów, mówiła do siebie: Jeszcze jedno niewiniątko, którėjby można dać komunię bez spowiedzi a która wcale się nie krępuje! I powierz się tu téj mince niewinnéj! Zresztą dziwić się tu ładnéj, kiedy brzydkie sobie pozwalają! — No, trzeba trochę użyć życia! Raz się jest tylko młodą!
I wróciwszy do sali restauracyjnéj, położyła broszurę na kantorze.
Leopold nie opuszczał swego miejsca.
— Co panna Renata chciała zobaczyć? — zapytał ciekawie gospodarz.