Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/424

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rozgada to nie ma końca ani miary, a w piwnicy ma dobre wino... Ba! pan rozumiesz, w magazynie.....
— Co się tam kłopotać, jak powrócimy... — Główną jest rzeczą abym ci mógł być użytecznym, lub przyjemnym... — Więc jestem gotów...
— Przyjdę po pana we czwartek o szóstej, jeżeli się pan zgadzasz...
— I owszem. — Jeżeli będzie pogoda pójdziemy pieszo paląc cygara... — Czy twój przyszły teść będzie na obiedzie?
— Nie, panie Pawle... — On jest zbyt zajęty w swoim zakładzie... — Zresztą on nam ufa, — To co pan ułożysz z moim wujem zostanie przyjęte naprzód i z zamkniętemi oczyma.
— Zatem wszystko jest jaknajlepiej, kochany Wiktorze. — Licz na mnie...
— Ach! panie Pawle, — zawołał podmajstrzy z wybuchem wdzięczności, — patrzaj, że jestem do łez wzruszony! — Jestem gotów w każdej chwili, w każdej godzinie oddać życie za ciebie i za twoich! Jestem niczem prawie obok pana, lecz kto wie? czasem się potrzebuje mniejszego od siebie! Tak powiada przysłowie, a przysłowia często mają słuszność.
Student wyciągnął do robotnika rękę i odpowiedział jaknajuprzejmiej:
— Dziękuję ci za twoje poświęcenie, mój przyjacielu. — Przyjmuję. — I w danym razie liczyć będę na ciebie! — A teraz do roboty!
Lekcya matematyki trwała dłużej niż godzinę,