Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/427

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nieprzyjacielem, ty, mój ojcze! — zawołał młodzieniec tonem wzmówki. — Czyż przypuszczasz, że jestem zdolny o tem pomyślić
— E, moje kochane dziecko, ojciec gwałcący wolę syna wygląda jak nieprzyjaciel... a ja to właśnie «czyniłem, w chwili nerwowego rozdrażnienia spowodowanego dręczącą mnie obawą... — Wypowiedziałem ci wyraźnie wojnę... kroki nieprzyjacielskie zostały rozpoczęte... Alem się zastanowił i przychodzę podpisać traktat pokoju... kapituluję...
W oczach Pawła błysnęła radość.
— Kapitulujesz ojcze! — zawołał uśmiechając się z kolei.
— Najzupełniej i wcale się nie rumieniąc! — odparł przedsiebierca. — Zdałem sobie ścisłą sprawę z przesilenia w jakiem się obecnie znajduję, rozważyłem twoje słowa, uczułem logikę, i już nie będę więcéj zasmucał twego serca, gwałcił twoich uczuć, jedném słowem tyranizował cię, dla swego ocalenia w położeniu, które rozpaczliwem było tylko w moich oczach.
— Ach! mój ojcze — zawołał młodzieniec promieniejący radością — ileż i dobrego sprawiają mi twoje wyrazy, nie dla tego, że zaprzestajesz mnie przymuszać, lecz że one rozpraszają moje obawy! Zatem dokuczliwe mrozy, które cię zmusiły do zaprzestania rozpoczętych robót, zapewne cię narażą na straty pieniężne, ale nie postawią tak jakeś się obawiał, w położeniu prawdziwie krytyczném?