Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

liście, że ją rodzice wkrótce zabierają do domu, do Paryża... — Gdy tu przybędzie będzie nam udzielała swojej korrespondencyi z Renatą.
— Tyś mój anioł opiekuńczy, panno Honoryno! rzekł Paweł niosąc z pełną szacunku miłością, do swoich ust, delikatną arystokratyczną rączkę, którą mu panna de Terrys podała z uśmiechem.
W kilka chwil potem pożegnał się z dziewczęciem i wyszedł.
Przejścia od rozpaczy do nadziei następujące po sobie prawie niewidocznie w umyśle Pawła, pozbawiały go przytomności.
Wyszedłszy z pałacu hrabiego de Terrys szedł przez ulicę jak pijany, nie wiedzący dokąd idzie i którego ociężałe ciało, chwiejące się nogi z trudnością unoszą.
Tymczasem świeże powietrze szybko go ożywiło i myśli jego przyszły do niejakiego porządku.
— Ach! — rzekł z giestem wyrażającym całą odzyskaną energię. — Przysięgam, że ją odszukam!...
Pozostawmy młodzieńca po wracającego do siebie a połączmy się z Leopoldem Lantier.
Były więzień z Clairvaux wziął na stacyi kolei Wschodniej dorożkę i kazał się wieźć na ulicę Picpus.
Zręczny łotr, jak wiemy, obliczał wszystkie swoje kroki, nic nie robił na trafi starannie unikał zostawiania za sobą jakiego śladu, który, na pozór bagatelny, — mógłby być w przyszłości niebezpiecznym.
O sto kroków od mieszkania przędsiębiercy kazał powozowi stanąć, zapłacił stangreta i brnąc po