Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bardzo wierzę, — odparł drugi żałobnik Trumna na środku pokoju, rzucona jak stara waliza... Jedna świeca... Ani pies nie czuwał... przy zabraniu trumny sam tylko służący... Wszystko to nie wesołe!...
— Założyłbym się niewiedzieć o co, że wdowa nie zrujnuje się na wieńce! — zawołał trzeci.
W tej chwili zona kupca, dzielna kumoszka, cokolwiek gadatliwa, kręcąca się przy nakrywaniu stołu i nadsłuchująca o czém mówiono, wzięła udział w rozmowie.
— Mówicie panowie o domu z przeciwka, czy tak? — zapytała.
— Tak jest, kochana pani... — Czyś pani znała nieboszczyka?
— Ba! cły cyrkuł go znał...
— Cóż to był za człowiek?
— Pan Bertin... Prawdziwy niedźwiedź... Człowiek, z którym żona nie bardzo była szczęśliwa.
— Zkądże pani wiesz o tem?
— No, od służących! — Zapewniam panów, że ona, pani Bertin, wcale teraz nie zalewa się łzami.
— Czy mąż był bardzo stary?
— Nie, miał co najwięcej pięćdziesiąt lat... lecz dobrze je znać było na nim...
— A jego żona?
— Zaledwie trzydzieści dziewięć lub czterdzieści... lecz nie wygląda na tyle.
— Czy pani sądzisz, że z taką samą uciechą włoży na siebie żałobę, z jaką brała suknię ślubną?