Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/524

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ona zapomniała o nim i bladła i rumieniła się kolejno, sądząc że go zgubiła, ale wreszcie przypomniała sobie, że go ma w portmonetce.
Był on w niej istotnie. — Oddała go, przeszła, i wszedłszy do sali, rzuciła na otaczających pomięszanym wzrokiem.
Leopold Lantier był na swojem stanowisku. Ujrzał on Renatę i zbliżył się do niej z uśmiechem tryumfu.
— Zdaje mi się, że panna Renata... — rzekł z ukłonem.
Córka Małgorzaty usłyszawszy te wyrazy uczuła w sercu elektryczne wstrząśnienie.
Spojrzała uważnie na mówiącego, ale nie mogła poznać zbiega z Troyes pod przebraniem wysokiego urzędnika i z twarzą starannie ucharakteryzowaną.
— Jestem rzeczy wiście Renata, — wyrzekła niepewnym głosem; — ale pan?
— Ja, kochane dziecię — odpowiedział nędznik — jestem autorem listu, który odebrałaś w Maison-Rouge... jestem przyjacielem twojej matki...
Te kilka słów znowu wpędziły Renatę na prąd dziecięcej egzaltacyi.
— Moja matko! — rzekła składając ręce. — O! panie, więc to prawda?... ja ją zobaczę...
— Ona cię oczekuje!...
I pan pisałeś z jej polecenia?
— Tak — kochane dziecię... — Ona cię niecierpliwie pragnie uściskać... Pójdź...