Przejdź do zawartości

Strona:PL X de Montépin Zemsta za zemstę.djvu/706

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy ci mówił o otaczającej cię tajemnicy?
— Powiedział, że jej rozjaśnienie matka zostawiła dla siebie...
— Czy się bez wahania do ciebie zbliżył?
— Tak jest... Utrzymywał że mnie zna oddawna, mając polecenie mojej matki, aby czuwać najemną...
— Ach! zręczni ci nędznicy — zawołał student — ale napróżno szukam powodów które ich popychały do działania... Jaki interes mogli mieć w twojej śmierci? Tylko sprawiedliwość rozwiązać może tę zagadkę... Trzeba ją uprzedzić.
— To mnie przestrasza... — szepnęło dziewczę.
— Dla czego?
— Pomyśl pan, przeszłość jest mi nieznana! — Obawiam się abym wnosząc światło w pośród cieni, nie oświeciła wstydu i aby w to moja matka nie była wmięszaną...
Paweł zachował milczenie.
Renata miała słuszność, czuł to dobrze.
— Zgoda! — rzekł po chwili. — Pojmuję skrupuły twojej dziecięcej miłości i szanuję je, ale ja to uczynię, czego nie śmiemy żądać ód przedstawicieli prawa. Ścigać będę twoich nieprzyjaciół, dowiem się, czy będą mogli być wydani sądowi bez skompromitowania honoru twojej matki... A jeżeli to być nie może, to się sam pomszczę!
— Pan to uczynisz?... — wyrzekła córka Małgorzaty, wyciągając rękę do studenta.