Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Życzenie zmarłej.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Jak pan widzisz!
— Może to z powodu młodej osoby, na którą patrzyłeś pan przed chwilą, oczyma prawdziwego znawcy?
— Ja? — zawołał Daniel z przerażeniem, którego niemógł pohamować.
— Cóż by było dziwnego, uspokajał go Lorio. Wszyscy ją kochamy. Ma ona cudownie czarne oczy i ponętne różowe usta. Przy tem ma wielką inteligencję, tak iż nie znam nikogo, kto by nudził się w jej towarzystwie.
Daniela podrażniły słowa Loria. Starał się jednak nie dać tego poznać po sobie.
— Wiedz jednak, mój kochany ciągnął fircyk dalej, że nie ma ona ani jednego sou. Pani Tellier powiedziała mnie o tem łaskawie. A cóż komu przyjdzie nawet po takim aniele, skoro brak mu złotych skrzydeł. Żona to niby mebelek, ale bardzo, bardzo kosztowny!
Zamyślił się.
— Raimbault, zapytał po chwili, czy wziąłbyś pan żonę bez posagu?
— Nie wiem, odparł Daniel, zdziwiony tem pytaniem. Nie myślałem nigdy o tem. Ale sądzę, że ożeniłbym się z kobietą którą bym pokochał.
— Co do mnie nie zrobiłbym tego głupstwa.