Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jakób jednakże drżał ciągle; po chwili odezwał się głosem gniewnym:
— Nie, nie, ubieraj się, koniecznie trzeba, abyś była ukraną, nie możesz zostać tak, jak teraz...
Roześmiała się zadziwiona.
— Dlaczego? Nie bój się, mnie wcale nie jest zimno; o!... patrz, jaka jestem gorąca.
I ruchem pieszczotliwym chciała mu zarzucić ramiona na szyją. Koszula jej usunęła się cokolwiek na bok, a Jakób ujrzał jej ramią zupełnie obnażone. Seweryna, widząc, iż usuwa się od niej, a gniew jego wzrasta coraz bardziej, okazała się posłuszną.
— Nie gniewaj się, już idą do łóżka... nie potrzebujesz się obawiać, abym się zaziębiła.
Gdy się napowrót położyła i naciągnęła kołdrą aż pod brodę, Jakób uspokoił się cokolwiek. Seweryna opowiadała dalej spokojnie, jak to ona sobie wszystko w myśli ułożyła.
— Skoro tylko zapuka, zaraz pójdę mu otworzyć. Z początku myślałam aby go wpuścić tu, do pokoju, gdziebyś czekał na niego. Ale w ten sposób z przeniesieniem trupa byłoby już trudniej. Zresztą tutaj posadzka jest drewniana, a tam na dole przy drzwiach jest marmurowa, co nam ułatwi zatarcie śladów, jeśliby jakie były. Przed chwilą nawet, rozbierając się, myślałam o pewnym romansie, w którym opowiada się, że pewien człowiek, chcąc zabić drugiego, rozebrał się zupełnie. Rozumiesz? potem trzeba się tylko umyć, na ubraniu niema najmniejszego śladu krwi. Co? a gdybyś ty się tak rozebrał?
Jakób spoglądaj na nią pomieszany. Nie mogło mu się pomieścić w głowie, skąd tyle potworności bierze się w tej kobiecie. A jednak twarz jej była spokojna, oczy uśmiechnięte, zdradzały jedynie zaęcie i chęć poprowadzenia całej sprawy jak można