Strona:PL Zola - Człowiek zwierzę. T. 3.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wadził, pojedzie z pociągiem nadzwyczajnym, o ośmnastu wagonach, naładowanych żołnierzami.
Pecqueux przyszedł tego wieczora do magazynu bardziej pijany niż zwykle. Nazajutrz po owej nocy, w której schwycił Filomenę i Jakóba, zajął zwykłe stanowisko palacza, na maszynie N. 608, wraz ze swym maszynistą. Od tego czasu nie wspomniał nic o owem spotkaniu, ale wogóle nie odzywał się ani słowem do Jakóba, a nawet starał się uniknąć jego wzroku.
Jakób jednak czuł dobrze, iż Pecqueux staje się coraz bardziej nieposłusznym, że każdy rozkaz wydany przyjmuje niechętnie i spełnia, mrucząc jakieś przekleństwa niewyraźne.
Po dwa dni nie mówili do siebie ani słowa. Ów kawałek blachy żelaznej, ów mostek mały ruchomy, łączący tender z maszyną, na którym tyle czasu spędzili w zgodzie i jedności, był teraz miejscem ciasnem, niebezpiecąpem. Nienawiść ich wzajemna wzrastała z każdą chwilą. Jechać w podobnem usposobieniu na tem małem kawałku żelaza, skąd spaść można pod koła pociągu przy najmniejszem wstrząśnieniu, nie należało do przyjemności.
Owego wieczora, gdy wyruszyć mieli z Hawru, Jakób, ujrzawszy palacza pijanego, bardziej mu jeszcze niedowierzał, wiedział bowiem, iż po trzeźwemu nie zdolny był do awantury, lecz wypiwszy kilka kieliszków, mógłby nawet zabić bez wahania.
Pociąg miał wyjechać o szóstej, spóźnił się jednak. Noc już była ciemna, gdy nareszcie naładowana wagony żołnierzami, pakując ich jak trzodę.
W wagonach towarowych poprzebijano tylko deski zamiast ławek i umieszczono na nich, ile tylko zmieścić się dało. Jedni siedzieli, na kolanach dru-