Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/479

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

utrzymanie. Żartowała sobie tego, było to w nich wynikiem pierwotnej ich przewrotności, ponętą podłości, co go śmieszyła i podniecała w tej roli uczuciowego kochanka, zapominającego o pieniądzach, któremi ją opłacał.
Klaudyusz wziął za kapelusz, Fagerolles postępował już z nogi na nogę, rzucając niespokojne spojrzenia ku przeciwległemu pałacowi.
— Nie odprawiam cię, ale widzisz, że ona na mnie czeka... A zatem to rzecz ułożona, twoja sprawa jest pewną, chyba, żeby mnie nie wybrano... Przyjdźże do Pałacu Industryi, wieczorem, dnia obliczenia głosów. Oh, co za tłok, co za zgiełk! A zresztą wiedzieć będziesz zaraz, czy możesz liczyć na mnie.
W pierwszej chwili Klaudyusz poprzysiągł sobie, że nie zrobi ani kroku. Ciężyła mu ta protekcya Fagerolla; a w duszy przecież jedną miał tylko obawę, aby ten okropny chłopak nie zechciał niedotrzymać danego mu słowa, z obawy przed nieudaniem się. Potem, w dniu wotowania, nie mógł usiedzieć w domu, poszedł włóczyć się po Polach Elizejskich, biorąc za pretekst potrzebę dłuższej nieco przechadzki. Tam, czy gdzieindziej, wszystko jedno; zaniechał był bowiem wszelkiej pracy w oczekiwaniu Salonu, acz się do tego nie przyznawał i rozpoczął był nieskończone swe wędrówki po Paryżu. On sam nie mógł brać udziału w wotowaniu, ponieważ na to potrzeba było być przyjętym bodaj raz je-