Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Dzieło.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sposób dzikich, pośród ciągłych kąpieli, z pięciu lub sześcioma książkami, nic więcej, któreby w zupełności wystarczyły ich potrzebom. Kobieta nawet była wygnaną z pośród tego życia; byli nieśmiałymi, niezręcznymi i przed sobą pokrywali to surowością obyczajów natur wyż szych. Klaudyusz, przez dwa lata trawił się miłością do jakiej panny z magazynu strojów, której co wieczór towarzyszył z daleka, nie ośmieliwszy się jednak przemówić do niej ani razu. Sandoz pieścił w duszy różne dziwne marzenia: panie napotkane w podróży, dziewice jakieś bardzo piękne, które pojawić się miały w nieznanym mu lesie, aby przez dzień jeden oddać mu się całkowicie, a potem rozpłynąć we mgłach, rozwiać jak cienie za nadejściem brzasku. Jedyna ich miłosna przygoda rozweselała ich dotąd, tak wydawała im się głupią: serenady urządzane na cześć dwóch małych panienek, odkąd stali się członkami orkiestry kolegium, noce spędzane pod oknem na wygrywaniu na klarnecie i trąbie; obrzydliwe kakofonie, wystraszające mieszczan tej dzielnicy, aż do pamiętnego wieczora, kiedy oburzeni rodzice, których cierpliwość się przebrała, wyleli na ich głowy wszystkie naczynia z wodą z całego domu.
A! szczęśliwe to czasy i jakaż rzewna nuta dźwięczy w tym śmiechu przy najmniejszem wspomnieniu! Ściany pracowni pokryte były seryą szkiców, zebranych tam właśnie przez mala-